Komentarze: 0
… to miał być tylko wyjazd na maksymalnie dwa lata. Wszystko zaczęło się od mojej przyjaciółki, która mieszka we Francji i zaprosiła mnie do siebie na małe wakacje.
Wtedy bardzo się ucieszyłam, bowiem nigdy nie byłam w tym cudownym kraju.
Akurat tak się złożyło, że w tym czasie miałam zaplanowany urlop, ale miałam spędzić go w domu. Moja pensja nie pozwalała mi na wakacyjne szaleństwa. Także ten telefon to był dla mnie ratunek. Wiedziałam, że moja przyjaciółka zapraszając mnie do siebie, potraktuje to zaproszenie bardzo dosłownie, tzn., że nie pozwoli mi za nic płacić. To zasługa jej idealnej sytuacji finansowej, w której się znajduje – zawsze jej tego zazdrościłam, że mogła sobie na wszystko pozwolić. Fakt, że sporo czasu poświęcała pracy, ale ten czas później należnie sobie wynagradzała. W moim przypadku tak kolorowo nie było. Moja pensja wystarczała mi na podstawowe potrzeby życiowe, czyli zapłacenie rachunków, jedzenie itp.
Wakacje za granicą to była abstrakcja. Dlatego jak tylko trafiła się okazja, aby wyjechać do Francji, ani chwili się nie zastanawiałam. W ten sam dzień zarezerwowałam bilet na prom do Francji i zaczęłam pakować walizki, nie mogąc doczekać się dnia wyjazdu.
Pamiętam, że byłam trochę zestresowana. Obcy kraj, daleka podróż i to w dodatku sama.
Jednak kiedy już płynęłam promem, wszystkie obawy minęły.
Przestałam się przejmować, w końcu to miały być moje pierwsze od dobrych kilku lat udane wakacje. Jednego byłam pewna, że nic i nikt mi ich nie jest w stanie zepsuć.
Oczywiście nie myliłam się, cały mój pobyt we Francji był po prostu wspaniały.
Czułam się u mojej przyjaciółki jak w pięcio gwiazdkowym hotelu, a może nawet i lepiej…